piątek, 28 lutego 2014

Chwila prawdy

Troszkę poległam. Nawet troszkę bardzo. Na blogu była dwumiesięczna cisza, ponieważ... autorka bloga o paleo zupełnie nie była paleo.



Zaczęło się od Bożego Narodzenia. Pomyślałam, że przecież to właśnie teraz będę mogła zjeść wszystkie potrawy, na które czekałam cały rok - grzybową z kluseczkami, kapustę z grochem, pierogi (a raczej PIEROGI!!!) i jak z tego zrezygnować? Jasne, że da się zrobić Wigilię w wersji paleo, ale nie dałam rady ogarnąć tego ani psychicznie (rezygnując z pyszności, których smak znam od dzieciństwa) ani fizycznie (czyli robienia wszystkich potraw samej) i skończyło się to rozpustą. Inaczej tego nazwać nie można. Później jakoś tak poleciało, że a to tutaj może jeszcze damy sobie czas do Sylwestra (bo przecież na pewno będzie jedzenie, które będzie kusiło i możliwe, że nie będzie alternatywy), a tutaj to jeszcze chwilka, bo akurat różne rzeczy zwaliły się na głowę i nie ma czasu i tak dalej. I tak dobrnęliśmy z czymś, co miało trwać tylko tydzień do końca lutego...

Jest mi z tym źle. Psychicznie i fizycznie. Po tym czasie obfitości w ociekające cukrem słodycze, chleby i bułeczki (to nie oznacza, że przez ten czas jadłam tylko ciasta, fast foody i uciekałam na widok warzyw), zaczęłam tęsknić za jedzeniem, które sprawia, że czuję się dobrze. Za soczystością, świeżością, jedzeniem przygotowywanym z uwagą a nie tylko po to, żeby zapchać żołądek.

Już po tych dwóch miesiącach zauważyłam zmiany w swoim organizmie. Przytyłam, ale to nie jest chyba nic nadzwyczajnego, kiedy je się dużo pszenicy i cukru. Chce mi się ciągle spać. Najchętniej spałabym od 20 do 9 rano.  Chodzę rozdrażniona i albo mam ochotę zabić każdą rzecz, która nie chce choćby w najmniejszym stopniu ze mną współpracować albo chcę zabić Mężczyznę za to, że krzywo odłożył patelnię. A na koniec "pozytywów" przyplątało się do mnie choróbsko i to już drugi raz w ciągu tych dwóch miesięcy, więc włóczę się po domu, kicham, smarkam, kaszlę, chrypię. Full wypas. 
I po prostu mam dość. Chcę się znowu poczuć tak, jak wtedy kiedy jadłam w zgodzie z dietą paleo.

Czas wziąć się za siebie i wrócić do tego, co dawało dobre rezultaty. Jutro pierwszy marca. Nigdy nie zaczynałam niczego w poniedziałki ani z pierwszym dniem miesiąca, bo nigdy nic z tego nie wychodziło. Jeśli zaczynać to już od następnego dnia, choćby to był piątek, ale skoro następny dzień to akurat pierwszy, to co zrobić? 

Zaczynamy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz